Na pewno spotkałeś się z cenami, których końcówka była zakończona na 99 gr.
Jest to metoda bardzo często praktykowana przez marketerów, właścicieli sklepów. Badania doświadczalne wykazują, że przy takiej cenie robimy większe zakupy, niż przy zwykłej zaokrąglonej do dziesiątek groszy, czy też pełnych złotówek.
Psychologowie, marketerzy prześcigają się w interpretacjach, dlaczego tak się dzieje, na jakiej zasadzie to działa na człowieka. Ceny takie bardziej działają na kobiety niż na mężczyzn (na mężczyzn działają za to inne działania cenowe).
Tymczasem mało kto zdaje sobie sprawę komu zawdzięczamy wynalezienie tej ceny, w tym zastosowaniu? Nie był to psycholog, nie był to marketer, ale...?
Przypadek!
Tak to przypadek ją wynalazł! Praktykę wprowadzenia ceny zakończonej końcówką 99 wprowadzono w sklepach po to by pozbyć się sprzedawców - oszustów! Po to by mieć pewność, że sprzedawca, będzie zmuszony otworzyć kasę i wydać resztę.Otwarcie kasy sprawia że operacja jest rejestrowana, co uniemożliwia pracownikowi zatajenie operacji sprzedaży. Gdyby cena wynosiła 10 zł, sprzedawca prawdopodobnie nie musiałby wydawać reszty, gdyż otrzymałby wyliczoną kwotę. Natomiast gdy cena wynosi 9,99 sprzedawca musi wydać grosza, tym samym otworzyć kasę, rejestrując operację.
I to było w planie... ale?
Tymczasem, ktoś zauważył, że sprawiło to również wzrost sprzedaży, i od tamtej pory 99 jest narzędziem marketerów, a nie ratunkiem od nieuczciwych pracowników.Coś przez przypadek wprowadzić, przekonać się że działa, a następnie to wykorzystać! Idealna sytuacja, tylko kto ją zauważy?
Szkoda tylko, że nieoczekiwane przypadki są tak rzadko dostrzegane jako szansa... ignorujemy to co nowe i niepewne. Planujemy tylko to co wiemy, to czego się spodziewać możemy, sprawdzając potem założenia z
faktami. Nie widzimy przypadków, bo nie było ich w planach, często nawet traktujemy je jako błędy.
Przytoczę tu przykład podany przez Petera Druckera:
Du Pont, firma w połowie lat dwudziestych XX wieku, podjęła działalność badawczą w dziedzinie polimerów, długo nie miała żadnych wyników. Tymczasem w roku 1928, roztargniony asystent zostawił przez przypadek na weekend zapalony palnik... okazało się że wytworzyły się w nim włókna. Przez kolejne 10 lat Du Pont prowadził badania nad tym jak celowo wywoływać podobną reakcję, aż w końcu wynaleziono dzięki temu przypadkowi włókno nylonowe (rajstopy, pończochy itd.).
Niemiecka precyzja:
Du Pont wykorzystał przypadek który się pojawił! Tymczasem w niemieckich fabrykach, też próbowano wytworzyć włókno spolimieryzowane, myślano o tym już od zakończenia pierwszej wojny.
Podobne przypadki jak ten w 1928 roku w Du Pont też tam się zdarzały, nawet znacznie wcześniej. Jednakże nie były one zaplanowane i wylewano próbki! Niezaplanowany eksperyment szedł do kosza! Przypadek był potraktowany jako błąd w planach!
Co będzie jak się coś nowego wydarzy? Jak planować uwzględniając przypadki?
Plan jest po to by go wykonać? Czy może plan jest po to, by było co zmieniać!
Coś co istnieje "od zawsze", jest dla nas normalne i wydaje się, że "będzie istnieć zawsze", to też zdaje się nam że możemy zaplanować i wykonać. Tymczasem właśnie tak jest "wydaje się", że coś będzie
istnieć zawsze...
Pamiętaj: Plan jest po to, by było co zmieniać!
Nieoczekiwane powodzenie, przypadek, tak jak w tych sytuacjach, to chyba jedne z najmniej ryzykownych sytuacji do wprowadzania innowacji! Sytuacja wręcz wymarzona, skutek wprowadzenia zmiany jest znany.
Tylko czasem brak... spostrzegawczości i chęci zmiany...